Ruszamy z 7 edycją
VII edycja Pozytywnej Uwagi

Sprawdź, co dla Was przygotowaliśmy ->

Pozytywna Uwaga jest już
w ponad 1200 szkołach na terenie całej Polski!

Lista szkół z Pozytywną Uwagą

Zacznijmy od początku, czyli od dylematu: CHWALIĆ CZY NIE?

Jedni twierdzą, że nic lepiej nie motywuje i pochwał nie można przedawkować, inni – że pochwały są równie szkodliwe jak kary, bo dziecko uzależnia się od nich i, zamiast zajmować się rzeczami, które je pasjonują, stara się przypodobać dorosłym. To te biedne kujony, które ze wszystkiego mają szóstki i, mimo najlepszego świadectwa, nie mają pojęcia co lubią.

Dlaczego pozytywna uwaga jest ważna?

Gdzie leży prawda? Jak zwykle, po środku. Jeżeli uważasz, że pochwała to zdanie „Świetna robota”, które się należy za wielkie osiągnięcia, to rzeczywiście nie będziesz miał/a wielu okazji, by chwalić. Nic dobrego nie wyjdzie także ze zmuszania się do pustych pochwał, bo przecież „tak trzeba”. Nie trzeba i nie należy. Chwalić należy mądrze i szczerze. I często możemy to robić bez słowa, bo najlepszą pochwałą dla dziecka jest zainteresowanie dorosłego, który naprawdę je widzi. Wspiera, pomaga, szanuje wybory i pomaga, gdy ma to sens. Z życzliwością obserwuje jak dziecko próbuje odkryć kim jest i towarzyszy mu w tej drodze, na dobre i na złe. Dlatego mówimy o pozytywnej uwadze.

Jak zatem chwalić?

  1. POCHWAŁA MUSI BYĆ PRAWDZIWA. To dobra wiadomość, bo, jako nauczyciele i rodzice, nie musimy zmuszać się do pochwał. Pochwały na siłę nie poprawią samopoczucia ani tobie, ani dziecku, które od razu rozpozna fałsz i skończy się upokorzeniem.
  2. POCHWAŁA MUSI BYĆ KONKRETNA. Zamiast mówić „Ale jesteś mądry!” nazwij dokładnie czym dziecko sobie zasłużyło na pochwałę, czyli np. „Zebrałeś wiele ciekawych argumentów i jasno je opisałeś. Świetna robota!”. Ogólna uwaga – „Jesteś genialny!”, „świetna robota” – może budzić wątpliwości, szczególnie u dziecka, które nie bardzo w siebie wierzy.
  3. CHWAL CZĘSTO. Chwalić często i to jeszcze za prawdziwe osiągnięcia? Chcesz powiedzieć, że się nie da, prawda? Gwarantujemy ci, że już to robisz! Tak przecież chwalimy maluchy – gdy 3-latek samodzielnie założy buty, to mówimy: „Świetna robota, zrobiłeś to sam!”. Gdy upadnie i się podniesie, mówimy: „Ale jesteś dzielny, upadłeś i nawet nie zapłakałeś!”. Nie czekamy aż 3-latek przebiegnie maraton czy zostanie olimpijczykiem, bo nauczyliśmy się, że ważny jest każdy postęp, prawda? Chwalenie nie wymaga specjalnego wysiłku od dzieci, ale od nas – dorosłych. By pochwalić mądrze musimy zatrzymać się na chwilę w biegu i popatrzeć na dziecko czy nastolatka z uważnością. Z pozytywną uwagą.

Jak wyrażać pozytywną uwagę skutecznie?

Co zobaczymy? Że radzą sobie w życiu. Przecież jeszcze niedawno potykali się o własne nogi, a teraz mają przyjaciół, marzenia, zainteresowania, są ciekawi świata, dyskutują z nami, dorosłymi, i nierzadko doprowadzają nas do furii. Ale to przecież o to chodzi, by byli samodzielni! Oni uczą się być sobą, i to jest świetne. I choć nie umieją o to ładnie poprosić, potrzebują naszego wsparcia, bo my już wiemy coś, o czym oni nie mają pojęcia – będzie coraz trudniej. I gdy tak na nich spojrzymy, to wtedy pochwala sama się znajdzie. „Kasia byłaś bardzo opanowana w trudniej sytuacji. Uspokoiłaś koleżanki i powstrzymałaś awanturę. Świetnie to zrobiłaś”, „Tomasz, bardzo podobała mi się dyskusja z tobą o grach. Miałeś bardzo ciekawe argumenty jak mogą one rozwijać. Widać, że wiele czytasz na ten temat. Wiele się dowiedzieliśmy od ciebie, dziękuję.”

  1. CHWAL DZIECKO A NIE SIEBIE –„Dostałeś najlepszą ocenę ze sprawdzianu w klasie. Jestem z ciebie dumna” to nie to samo, co „Bardzo ciężko na to pracowałeś i zobacz, jak ci dobrze poszło! Możesz być z siebie dumny”. Niech dziecko wie, że ważne dla ciebie jest co ono samo myśli o sobie, a ty jesteś z dumna z jego postępów i zaangażowania, nawet jak nie oznaczają samych szóstek.
  2. CHWAL ZA WYSIŁEK – To, ile dziecko włożyło pracy i jak się stara jest ważniejsze, niż efekt, czyli ocena czy wrodzone umiejętności. Są tacy, którym nauka przychodzi łatwiej, ale dorosłe życie nie polega na powtarzaniu materiału, ale na jego interpretacji, analizowaniu i syntezie. Nie na ślepym powtarzaniu, ale na testowaniu i sprawdzaniu. Badania psychologów pokazują, że dzieci chwalone za efekt z czasem tracą motywację, by podejmować ryzyko, bo boją się stracić szansę na pochwałę i nie chcą zawieść dorosłych. Dzieci chwalone zaś za włożony wysiłek – za skupienie, determinację, odwagę, kreatywność – chętnie podejmują się nowych wyzwań. To ma skutki w dorosłym życiu – znani przedsiębiorcy, innowatorzy i większość szefów z Doliny Krzemowej głośno przyznaje, że nigdy nie byli prymusami. Mieli odwagę zaryzykować i podążyć za tym, co ich interesowało. A prymusi? Pracują u nich w działach prawnych i księgowości. I wciąż boją się błędów jak ognia.
  3. CHWAL WPROST, czyli bez aluzji i sarkazmu. Pochwała musi być jednoznacznie pochwałą, dlatego zapomnij na zawsze o „Nareszcie ci się udało”, „W końcu zrozumiałeś!”. A jak cię kusi, to pomyśl, co czujesz jak ciebie tak ktoś pochwali. Niefajnie, prawda?
  4. WIDZĘ CIĘ! – TO NAJLEPSZA POCHWAŁA.  Zainteresowanie dorosłego to dla dziecka wielka nagroda. „Widzę, że jesteś dobrym przyjacielem i dbasz o Tomka”, „Marta, masz piękną bluzkę. Sama ją uszyłaś?”, „Kasia, tęskniliśmy za tobą, gdy chorowałaś”, „Kochani, ale dzisiaj fajnie dyskutowaliście na lekcji. Tyle różnych głosów i opinii! I przedstawiliście je z szacunkiem dla tych, którzy się z wami nie zgadzali. Jestem z was dumna”.  Widzisz i mówisz. Po prostu. – Niewiele trzeba, by pokazać, że patrzysz na drugiego człowieka i go widzisz. Czasem wystarczy uśmiech, puszczenie oczka, przybicie piątki, żółwika czy przytulenie – mówi Marta Florkiewicz–Borkowska, nauczycielka języka niemieckiego i zajęć rozwijających kreatywność ze szkoły podstawowej w Pielgrzymowicach na Śląsku, laureatka nagrody Nauczyciel Roku 2017. Nic na siłę, prawda?
  5. CHWALENIE TO POLOWANIE NA TALENTY – Nauczyciel ma szansę być mistrzem i przewodnikiem, który pokaże kierunek. Pochwal, gdy przyłapujesz dziecko na robieniu czegoś fajnego. Zauważ, gdy uczeń odważy się zrobić coś nowego, coś na co nigdy wcześniej nie miał odwagi – to wielki krok i nawet jak zakończy się porażką, to wsparcie dorosłego będzie nagrodą. Posłuchaj i dziecko samo podpowie ci, co uważa za swoje talenty, co jest dla niego ważne. W Narzędziowniku przygotowaliśmy kilka materiałów, które zaangażują uczniów do szukania swoich talentów i mówienia o rzeczach dla nich ważnych.
  6. CHWAL GŁOŚNO i „TU I TERAZ” –To ważne, dlatego właśnie zwolnij, zatrzymaj się. Zauważ! Pochwała ma termin ważności, działa najlepiej, gdy uczeń usłyszy ją od razu. I najlepiej przy wszystkich, bo wtedy działa motywująco nie tylko na jedno dziecko, ale na wszystkie. To sygnał od ciebie: „Tak należy się zachowywać, to robić, ja to widzę i doceniam!”.
  7. „RÓBCIE TO, CO JA” – Chwal i naucz uczniów jak to robić. Niech zauważają u kolegów i koleżanek dobre rzeczy, i nawzajem się  wspierają. Początki będą pewnie nieśmiałe i mało finezyjne, ale to tylko dowód, że warto ćwiczyć. Potem przyjdzie czas na naukę przyjmowania krytyki, dawania informacji zwrotnej i asertywności. Korporacje wydają miliony na szkolenie tego u swoich pracowników, choć efekty są wątpliwe, bo to trochę za późno na naukę umiejętności prospołecznych.
  8. BĄDŹ CIERPLIWY – Wszyscy chcemy przynależeć, być zauważonym. To prawda dla kogoś kto ma lat 5 i 105. Gdy tego nie dostajemy przestajemy wierzyć w siebie,  zapominamy o swoich potrzebach, znikamy. Ale nie poddajemy się bez walki. Dzieci dzielnie walczą o siebie – to te agresywne zachowania w szkole, pyskówki, pokazówki. Im gorsze zachowanie, tym głośniejszy krzyk o pomoc. – Jak mam trudnego ucznia, który przeszkadza na lekcjach, to wiem, że coś złego się dzieje i musimy się poznać. Proszę by został po lekcjach i rozmawiam. Co robiłeś wczoraj ciekawego? – pytam. Słowem o zachowaniu na lekcji i to było zaskoczeniem, bo przecież tego się spodziewał. Jak nie chciał mówić, to ja coś opowiadałam. Że gdzieś byłam, coś zobaczyłam, coś mnie rozśmieszyło. I życzyłam miłego dnia. Koniec. Kolejnego dnia wchodził do klasy i patrzył się nieufnie w moim kierunku, więc mu mrugałam okiem lub pokazywałam kciuk do góry. I miałam z nim spokój, czasem nawet na kilka dni. Potem znowu się zdarzały wybryki i znowu prosiłam, by został po lekcjach. I to samo, co robił, co się mi zdarzyło. Budowałam tę relację. Czy brakowało mi cierpliwości? Wielokrotnie, ale wtedy przypominał mi się Mikołaj i jego tata. Wpadłam kiedyś na pijaczka pod sklepem i słyszę: A to pani Halinka, to dzięki pani Mikołaj wagarował tylko raz w tygodniu. Wyszedł na ludzi, został stolarzem. – mówi Halina Pietrzak, emerytowana nauczycielka wychowania przedszkolnego z Łowicza.
  9. BĄDŹ ŻYCZLIWY. Jean Jacques Rousseau powiedział, że nie ma większej mądrości niż życzliwość. To nic nie kosztuje, a tego nam wszystkim brakuje najbardziej w dorosłym życiu. Dlatego, nauczycielu życzmy ci cierpliwości – do nas, rodziców i naszych dzieci. I jeżeli życzliwość i szacunek dla drugiego człowieka będą jednymi rzeczami, których nauczysz nasze dzieci, to nam wystarczy. To fundament, na którym nasze dzieci zbudują wszystko, czego będą potrzebować. Reszta to bonus i wygooglają to sobie w internecie.

Jak radzić sobie z negatywnym feedbackiem?

SŁOWA, KTÓRYCH NIE MOŻNA PRZEDAWKOWAĆ:

„Co u ciebie?”

„Jak się czujesz?”

„Zauważyłem …

„Widzę ….

„Doceniam…

„Musisz być z ciebie dumny….

„Ucieszyłam, gdy…

„Obserwowałam cię dzisiaj z wielką przyjemnością, gdy….”

„Podobało mi się, co powiedziałeś….”

Pozytywna uwaga, czyli zacznij od pochwały

Podzielcie się opinią o tym, co Wasza szkoła robi świetnie i co można poprawić. Wspólnie tworzymy listę dobrych praktyk.

Bo szkoła to my!

Jak szukać mocnych stron dziecka

Martyna, mama dwóch chłopców – 9 i 11 lat, mieszka w okolicach Newcastle w Wielkiej Brytanii

Jesteś rodzicem wspierającym czy krytykującym szkołę?

Z natury pewnie byłabym krytykującym, ale nie mam na co, bo szkoły moich dzieci robią wszystko, by mądrze zaangażować rodziców.
Jako młoda mama czułam ogromną potrzebę uczestnictwa, w tym, co robi moje dziecko w szkole. Jeszcze chwilę temu miał pieluchę, a tu teraz idzie na pół dnia do szkoły, i to beze mnie! Myślę, że wielu rodziców czuje podobnie. Podstawówki moich dzieci świetnie na tę potrzebę odpowiadały – co tydzień dostawaliśmy newsletter z dokładnymi informacjami i zdjęciami, co dzieci robiły w klasie i jaki jest plan na przyszły tydzień. Nie chodziło o plan lekcji, bo ten był stały, ale zajęcia dodatkowe, a tych była cala masa, co dzień coś innego, nie było szansy, by dzieci się nudziły. A to wycieczka na pobliską farmę, a to wizyta pszczelarza z ulem, uczta w rzymskich strojach, czy robienie witraży na plastyce. Miałam wrażenie, że dzieci tylko się bawią w szkole.
Raz na jakiś czas – pewnie ze dwa razu w roku szkolnym – szkoła organizowała wspólne lekcje z rodzicami, na których z dziećmi przygotowaliśmy prezenty dla chorych w szpitalu czy robiliśmy karmniki. Raz budowaliśmy układ pokarmowy z rurek, balonu i kolorowych płynów, które były enzymami – balon miał być żołądkiem i czasem wydawał dziwne dźwięki. Było dużo śmiechu. Szkoła wciąż szukała ochotników-rodziców do wspólnego sadzenia kwiatów na wiosnę, jesiennego spaceru po lesie czy czytania z dzieciakami. Mieliśmy wrażenie, że wciąż możemy być w szkole, ale było to zaangażowanie mocno skanalizowane, bo to szkoła wyznaczała nam granice co możemy robić, jak wspierać.

Szkoła wychowywała także rodziców.

Tak i było to bardzo mądre, bo rodzice nie są pedagogami i nie wiemy jak uczyć dziecko. Po kilku takich wizytach doceniłam pracę nauczycieli, bo ja czasem nie radziłam sobie z jednym dzieckiem, a oni ogarniali całą klasę. To ze szkoły nauczyłam się, że jak nie słuchają, to powinnam zacząć mówić ciszej a nie głośniej.
Po kilku latach – pewnie ok. 9-10 roku życia naszych dzieci – większość z rodziców doszła do wniosku, że nasze dzieci są w dobrych rękach i już mamy dość tego biegania do szkoły, by razem malować. Zaczęliśmy nawet narzekać, że szkoła wciąż nam głowę zawraca tymi emailami. Nasyciliśmy się.

Dużo zabawy w tej szkole. Kiedy oni się uczą?

No właśnie wciąż się uczą. Codziennie rano zaczynają dzień od kilku arkuszy matematyki czy spelling – zajmuje im to 15 minut, regularnie utrwalają wiedzę, więc nawet nie mogą narzekać na nudę. Zresztą zaraz potem znowu coś się działo.
Moje dzieci pisały samodzielne wypracowania od 7 roku życia. Pozwalano im pisać słowa fonetycznie, bo nie chodziło by było poprawnie, ale by oswoili się z pisaniem, z byciem kreatywnymi. Straszy syn wciąż pisał opowiadania fantasy o smokach, chyba nawet było coś o smoku w wierszu o wojnie, który mieli napisać na rocznicę wybuchu II Wojny Światowej. Chwalono te wysiłki z entuzjazmem.
Nie ma tutaj ocen i miałam sporo stresu z tego powodu, bo wydawało mi się, że w ten sposób nikt ich nie przygotuje do życia. Jak wszyscy po polskiej szkole, jestem przygotowana do długich lekcji, dużo pamięciówki, sprawdzianów, ocen, a tu żadnej oceny przez całą podstawówkę! Ale dzieci doskonale wiedziały, ile potrafią i że muszą pracować ciężej, jeśli chcą być lepsze. Dzieciaki z klasy mojego starszego syna egzamin na koniec podstawówki zdały śpiewająco – połowa dostała ponad 95% z egzaminów, czyli wynik który osiąga tylko 7-8 proc. dzieci w Wielkiej Brytanii.

W szkole średniej pracują ciężej?

Pracują, bo wciąż mają jakieś zaliczenia. Wiedzę tutaj testuje się po kolejnych blokach tematycznych, czyli np. ostatnio zakończyli generowanie energii z fizyki, a z geografii – pogodę i klimat. Ale o nauce nie słyszę wiele, wciąż za to o klubach. To kółka zainteresowań, które prowadzą nauczyciele w czasie przerw i po lekcji. Dzieci mają do wyboru różne kółka sportowe: piłka nożna dla chłopców i dziewczynek, rugby, badminton, gimnastykę. Popularne są kluby muzyczne: rockowy, chór czy orkiestra szkolna. Są także kluby tematyczne, czyli np. Harry Potter, Minecraft, Pokemony, Starożytne cywilizacje, etc. Na klubie Star Wars oglądali film, o którym potem dyskutowali i robili miecze świetlne. Zapytałam jak można obejrzeć film podczas 20 minutowej przerwy i okazało się, że nie można – film oglądali przez cztery tygodnie.

Czyli jednak się bawią.

Tu mają powiedzenie „play hard, work hard” – i to chyba o to tu chodzi. Szkoła jest obowiązkowa, ale robi się wszystko, by dzieciaki chciały do niej przychodzić. Moje dzieci uwielbiają swoje szkoły i na początku patrzyłam na to z niedowierzaniem. Co jakiś czas pytałam jakiegoś kolegę czy koleżankę moich synów, czy lubią szkołę i za każdym razem patrzyli na mnie dziwnie. No pewnie, że lubią. Czemu mają nie lubić? Wciąż rozmawiali o tym, co się zdarzyło na lekcjach.

Czemu szkoła zabawia uczniów?

Myślę, że z kilku powodów. Jednym jest to, że tu ogromną wagę przywiązuje się do obecności. Szkoły są oceniane z frekwencji dzieci, słyszałam o przypadkach, kiedy nauczyciele wsiadali w samochód i jechali po dziecko, bo mówiło, że spóźniło się na autobus. Obecność jest jednym z kryterium oceny szkół w rankingach, tak samo jak atmosfera w szkole czy progres dziecka – bo tu liczy się bardziej ile dziecko realnie się nauczyło i szkoły, które przodują w tych statystykach, to szkoły, które dostają średnie dzieci, ale osiągają świetnie wyniki pod koniec szkoły.
Na początku roku dostaliśmy długi list, w którym szkoła poprosiła o wsparcie rodziców, bo obecność pomaga dzieciakom osiągać jak najlepsze wyniki. To nie okrągły zwrot, bo szkoła prowadzi swoje statystyki i uczniowie, którzy mają obecność na poziomie 95 proc. na egzaminach na koniec szkoły średniej (GSES) osiągali średnio o jedną ocenę wyższą ze wszystkich przedmiotów, niż ci uczniowie, którzy mieli 90-procentową obecność.
Ostatnio dostaliśmy emaila o tym, że dwa tygodnie przed feriami to najtrudniejszy czas i obecność spada, więc szkoła będzie przyznawała dodatkowe punkty i nagrodzi tych, którzy nie opuszczą ani dnia.

Jakie punkty?

Oni mają tutaj houses, czyli te Gryffindory i Slytheriny, które znamy z Harry’ego Pottera. Dzieci podzielone są na domy i każda aktywność jest nagradzana. Nauczyciele przyznają punkty na lekcjach, ale nagradza się szacunek, dobre maniery, np. to, że ktoś podszedł do nauczycielki z ciężkimi książkami i zaoferował pomoc. Co tydzień 5 punktów dostają wszyscy ci, którzy nie dostali żadnych negatywnych uwag – za dobrą postawę i bycie odpowiedzialnym uczniem. To nagroda dla tych, którzy zwykle są w środku, nie wyróżniają się ani dobrze, ani źle, taki znak, że to się także docenia.
Domy ze sobą konkurują, wyniki wiszą na tablicy i budzą duże emocje. Dwa razy w roku szkoła organizuje wielką licytację i uczniowie zebrane punkty mogą wymienić na różne rzeczy, np. bilety na mecze piłkarskie, wejściówki do siłowni, oczywiście słodycze Sami nauczyciele nie wiedzą, co będzie hitem – ostatnio, ku zdziwieniu wszystkich, najchętniej licytowano pudełka pączków. Nieustannym hitem jest złoty bilet do stołówki, z takim biletem nie trzeba czekać w kolejce na lunch przez tydzień. Marzenie każdego ucznia.

Bez ocen, ale i tak w szkole dzieci wciąż rywalizują.

Dzieci bardzo lubią rywalizację, cokolwiek robią lubią wiedzieć, jak im idzie. Kłopot w tym, że jak jedyną rywalizacją w szkole jest ta o najlepsze oceny, to dość szybko przestaje to być zabawne i rodzi się niezdrowa presja. A i tak zwykle najlepiej radzą sobie te same osoby, reszta zaraz odpada w tym wyścigu i czuje się gorsza, bo przecież nie wszyscy mamy te same talenty. Jednym nauka przychodzi łatwo, innym trudniej. Tutaj rywalizacja odbywa się najczęściej pomiędzy domami i jest zbiorowym doświadczeniem, wszyscy sobie kibicują, panuje atmosfera jak podczas eliminacji piłkarskich do Euro. Każdy uczeń zbiera punkty, które przyznaje się za uważanie podczas lekcji, branie w niej udziału, włożony wysiłek i maniery, więc nie dostają jej zawsze ci sami, najbystrzejsi.
Wiesz, że ja musiałam się do tego przyzwyczaić, bo mi się wydawało, że to za miękkie. To ciągłe chwalenie! No ile można! Nie wierzyłam, że taki system przygotowuje dzieci do życia.

Zmieniłaś zdanie?

Zmieniam powoli patrząc na moje dzieci, które kochają swoje szkoły, nie boją się powiedzieć, co myślą, ale słuchają z szacunkiem. Parę razy coś opowiadałam w klasie – mama Hinduska opowiadła o Diwali, Chinka o Chińskim Nowym Roku, mi się raz trafiły Żniwa – i te dzieci miały wiele pytań, i to mądrych. Bardzo aktywne były i ciekawe. Nie boją się także rywalizacji, radzą sobie z porażkami („Oj mama, przecież uczymy się na błędach!”) i świetnie sobie radzą z nauką.

Czego polskie szkoły i nauczyciele mogą się nauczyć z angielskiego systemu?

Ostatnio w polskiej szkole byłam 20 lat temu, więc trudno mi radzić, ale pierwszą rzeczą, jaka mnie tu najbardziej uderzyła, były uśmiechy. Gdy odprowadzałam dziecko do szkoły, przy bramie stał jakiś nauczyciel i zawsze witał nas uśmiechem i „hello!” Myślałam, że to takie typowe angielskie, na pokaz. Ale nie, wielokrotnie byłam w szkole podczas lekcji i z sal lekcyjnych wciąż dochodziły śmiechy. Każdy nauczyciel mijany na korytarzu zaczepiał mnie i zawsze miło rozmawialiśmy. To nie było tylko miejsce, gdzie każdy wykonywał swoją pracę, bo musi zapłacić rachunki, oni naprawdę starali się dobrze bawić. I to jest bardzo zaraźliwe, bo przecież wszyscy lepiej się czujemy, gdy otaczają nas życzliwi ludzie, a dzieci najlepiej uczą się przez zabawę. Może można trochę takiego podejścia wprowadzić do polskich szkół? Moje dzieci z uczty rzymskiej w togach więcej nauczyli się o starożytnym Rzymie, niż ja pamiętałam z matury.

Słyszałam ostatnio o tej 12-letniej dziewczynce, która została sejmowym reporterem w Polsce i o sporze rodziców dziewczynki z resztą rodziców i nauczycielami. Wielu nauczycieli odeszło z pracy. To jest tu nie do pomyślenia. Zaczynając od tego, że żaden polityk by nie rozmawiał z dzieckiem, które w godzinach szkolnych powinno być w szkole. Ale nawet bardziej uderzające jest to, że nauczyciele i inni rodzice są tacy bezsilni. Dyrektorzy szkół u moich dzieci bardzo dbają o dobre samopoczucie wszystkich, wszelkie problemy z trudnymi rodzicam,i czy dziećmi, są załatwiane szybko i skutecznie, bo szkoły mają regulaminy i tam napisane jakie są obowiązki i prawa wszystkich. Kilka razy dostawałam telefon ze szkoły, że ktoś popchnął moje dziecko, ale nie mam się czym martwić, bo sprawa została wyjaśniona, rodzice dziecka poinformowani. Jak się nie poprawi, to dziecko zostanie wyrzucone ze szkoły. Jeden 8-latek miał zakaz przychodzenia do szkoły przez dwa dni, po tym jak popchnął kolegę. Kolejne takie zachowanie i szkoła zgłasza problem do social services i rodzice muszą się tłumaczyć. Różne rzeczy się zdarzają w grupie, ale w interesie wszystkich jest, by reagować szybko i z myślą o interesie dzieci.

Czy są problemem smartfony?

Nie, bo są zabronione w obu szkołach. Przed rozpoczęciem roku szkolnego w szkole średniej rodzice zostali zaproszeni na zebranie, gdzie dyrektorzy opowiadali o szkole i oczekiwaniach wobec uczniów – szacunek i odpowiedzialność. Szacunek to jasne, a z odpowiedzialnością chodzi o to, że w szkole średniej oni oczekują, że uczeń przejmie odpowiedzialność za swoją naukę, że nikt nie będzie nad nim stać, że jak ma problem to sam o tym powie. Nie ma prac domowych, ale są zadania dodatkowe, projekty i oczekuje się, że uczniowie będą je realizować i sami zarządzać swoim czasem. Moje dziecko właśnie wymyśla menu hiszpańskiej restauracji i ozdabia je gałązkami oliwnymi – to na hiszpański.
No i na tym zebraniu było dużo o smartfonach, o tym, że już wiemy jakie zło czynią w głowach dzieci i że w szkole są zabronione. Część rodziców oczywiście jęknęła, na co pan dyrektor powiedział, że rozumie, bo ma dwie nastoletnie córki, ale ma zasady, których nie łamie: telefon po wejściu do domu ląduje w koszyku przy wejściu i tam zostaje, nie ma mowy, by pozwolił córce zabrać telefon do sypialni („W tym wieku dzieci muszą spać minimum 9 godzin, a z telefonem w sypialni to gwarantuję wam, że nie będzie możliwe!”. Dziecko przyłapane z telefonem w szkole poniesie karę – pierwszy raz: telefon zostanie zabrany i oddany po lekcjach. Drugi raz – telefon zostanie zabrany na tydzień i będzie musiał się po niego zgłosić rodzic.
Reszta zebrania była o tym, jak ważne dla dzieciaków jest czytanie i proszą, by czytali w domu, także głośno z rodzicami, bo nawet nastolatki mają kłopoty z wymową czy znaczeniem wyrazów i badania pokazują, że głośne czytanie pomaga nawet tym, którzy potrafią dobrze czytać. Wyszliśmy z tego zebrania z przekonaniem, że to nas, rodziców, znowu edukują. Ale po doświadczeniach w podstawówce, wzięłam to na klatę. Przecież wszystkim nam chodzi o to samo, czyli o nasze dzieci, więc będę wspierać szkołę i nauczycieli.
Zresztą telefony to tutaj sprawa klasowa.

Czemu klasowa?

Zakaz telefonów w szkołach nie jest tu rozwiązany ustawowo, to ruch oddolny. Zaczęło się od kilku szkół w St Albans, koło Londynu. To tam w maju 2024 roku dyrektorzy kilku szkół podstawowych napisali list do rodziców z informacją, że zakazują smartfonów w szkołach i prośba, by dzieciom poniżej 14 roku życia ich nie dawać. Decyzję podjęli po tym, jak się okazało, że telefony to główne źródło psychicznego znęcania się nad innymi – uczniowie były na grupach na WhatsAppie, które liczyły po 90 osób i gdzie hejtowano na lewo i prawo, wiele z tych hejterów nawet nie było uczniami szkoły, bo te grupy rosły bez kontroli. Jeden z dyrektorów mówił, że kiedyś ze znęcaniem nie było takiego problemu, bo jak wida było takie zachowanie na podworku szkoły, to podchodził i to załatwiał. W erze sociali był bezsilny.
Jeden z dyrektrów w wywiadzie mówił, że spodziewali się protestu rodziców. Podobnego jak parę lat wcześniej zdarzył się po tym jak Jamie Oliver rozpoczął kamapanię poprawienia jakości jedzenia w brytyjskich szkołach – rodzice protestowali pod szkołami, niektórzy przemycali swoim dzieciom pizzę. Ale nie, okazało się, że zakaz trelefonów został [rzyjęty z ulgą. St Albans to miasteczko, gdzie mieszka dużo dobrze wykształconych dobrze zarabiających ludzi – w referendum w 2016 roku znakomita większość St Albans zagłosowała przeciw Brexitowi. To dużo mówi.
Dlatego powiedziałam, że smartofony dla dzieci to problem klasowy. Rodzice z klasy średniej, wyształceni już wiedzą jakim zagrożeniem są telefony. Jak jesteś samotną matką z trójką dziećmi, to dasz dziciom samrtfona, by mieć chwilę, by zrobić obiad czy nastawić pranie. Dlatego czasem na ulicy zobaczysz nastoletnią matkę z 3-latkiem w wózku, które pije coca colę i trzyma smartfona.
Ale zakaz na telefony został świetnie przyjęty przez nauczycieli – rok po St Albans już 99,8 proc. podstawówek zabroniło telefonów w szkole i 90 proc. szkół średnich. Nauczyciele mówią, że poprawiło się zachowanie uczniów, mogą się lepiej skupić i więcej ze sobą rozmawiają. Już nie siedzą z głowami w telefonie.

Jak brytyjska szkoła konkuruje ze smartfonem

Od „Nie zrobię tego!“ do „Udało mi się” jest długa droga, ale tak powinno być.  Ćwiczenia są dobre dla naszego mózgu. Co ciekawe –  pytanie „Jak to się robi?“  znajduje się dokładnie w połowie tej drogi. 

Była końcówka lat 50-tych. W nowojorskiej publicznej szkole nr 153 na Brooklynie dzieciom robiono teksty na inteligencję i te z wyższym IQ nagradzano – siedziały bliżej na lekcjach, nosiły dzienniki do pokoju nauczycielskiego, na uroczystościach maszerowały ze sztandarem. Bardzo to złościło 12-letnią Carol Dweck. „Z jednej strony nie wierzyłam, że wynik testu był taki ważny, ale z drugiej strony, jak każde dziecko, chciałam być zauważona, nagradzana, odnosić sukcesy”. 

„Od tamtego złego doświadczenia wszystko się zaczęło” – mówiła po latach Carol Dweck, która skończyła psychologię, zrobiła doktorat na Yale i została sławnym psychologiem oraz profesorem na prestiżowym Uniwersytecie Stanforda. Całe swoje zawodowe życie skupiła na badaniach wpływu porażki na uczniów, jest twórczynią teorii „Growth mindset”, która opisuje jak przekonania o swojej inteligencji wpływają na proces nauki.  

Każdy pedagog słyszał, że wiara nauczyciela w ucznia sprawia, że uczeń zaczyna w siebie wierzyć, co motywuje go do nauki. Carol Dweck w swoich konkluzjach idzie jeszcze dalej – wrodzona inteligencja i talenty nie są tak ważne, jak praca nad nimi. Wysiłek, jaki wkłada się w naukę czegoś nowego, jest dla mózgu jak ćwiczenia dla ciała. Wyniki jej badań pokazują, że uczniowie, którzy w to wierzą, odnoszą lepsze wyniki, chętnej także ciężej pracują, bo rozumieją, że to tylko kwestia czasu – i ciężkiej pracy! – by im się udało odnieść sukces. 

Teoria „Growth mindset” jest bardzo popularna w krajach angloamerykańskich, uczą się jej przyszli nauczyciele, wdrażają ją szkoły. Potwierdzają ją badania neuroanatomów i neurologów – mózg ludzki jest bardzo elastyczny, myślenie i rozwiązywanie problemów wzmaga tworzenie nowych połączeń neuronowych, co oznacza, że możemy ćwiczyć nasz mózg. Lekarze namawiają starszych ludzi do rozwiązywania krzyżówek i sudoku, ale emerytura to trochę późno na takie ćwiczenia. 

Wiedzę o tym, że ciężka praca nad rozwiązaniem zadania z matematyki ma wielkie zalety i jest tak samo ważna, jak bieganie i zdrowe odżywanie, powinniśmy wynosić już z podstawówki. 

„Nie zrobię tego” to dobry początek

Aby jednak uczeń miał szansę uwierzyć, że mózg należy ćwiczyć jak mięśnie, musi trafić na nauczyciela, który mu to powie. To wystarczy, co potwierdzają badania. 13-latkowie, którym wyjaśniono, że mózg wymaga ćwiczenia i że trudne problemy to wyzwania, które z czasem staną się bułką z masłem, osiągali lepsze wyniki w nauce. 

Znaczący efekt ma postawa nauczyciela – uczniowie, których nauczyciele skupiali się na inteligencji, nagradzali tych, którym coś łatwo przychodziło, mieli gorsze wyniki, niż ci, których nauczyciele skupiali się na ciężkiej pracy i chwalili włożony wysiłek.  

Naprawdę wystarczy sama pochwala za to, że ktoś próbuje rozwiązać problem. Tak, próbuje! Wynik tego wysiłku nie ma aż takiego znaczenia, co ładnie pokazuje drabina ilustrująca teorię Dweck. Ma ona osiem stopni i żeby dość do ostatniego – „Udało mi się!“ – trzeba przejść wiele innych, zaczynając od „Nie zrobię tego!“. Co ciekawe –  pytanie „Jak to się robi?“  znajduje się dokładnie w połowie. Choć wniosek przeczy naszemu dorosłemu doświadczeniu, to jednak ochota do tego, by spróbować to już pół sukcesu i za dobre chęci zdecydowanie należy się pochwała. 

Czy można wierzyć w każdego ucznia?

Dweck zastrzega, że wiara w ćwiczenie mózgu nie powinna być utożsamiana z samymi pochwałami za ciężką pracę. Chodzi o mówienie prawdy o prawdziwych osiągnięciach ucznia, rozpoznawanie braków i wspólną pracę – nauczyciela i ucznia – by je wyrównać. Wspólnie pracują nad tym, by uczeń mógł się rozwijać. To uczeń jest punktem wyjścia, to on dyktuje tempo, bo mierzy się on z samym sobą. Nauczyciel pomaga mu być mądrzejszym. Dużo tu więcej możliwości do chwalenia, niż gdy punktem wyjścia są najbystrzejsi w klasie, prawda?

Bo nie o szóstki od góry do dołu tu chodzi. – Najlepszy prezent, jaki można dać dziecku to nauczyć je kochać wyzwania, pokazywać, że błędy są ekscytujące, a wysiłek włożony w rozwiązywanie problemu może cieszyć, że warto się uczyć a nie tylko wiedzieć. W ten sposób dzieci nie zostaną niewolnikami pochwał od innych, ale budują swoją wartość na własnej pewności siebie – mówi Carol Dweck. 

Czy jest z tego jeden wniosek? Może taki, że łatwo wierzyć z zdolnego ucznia, ale wiara w to, że mózg się rozwija, pozwala wierzyć w każdego ucznia. 

Wpływ pochwały na wyniki uczniów

Zielony – gdy nauczyciel chwali włożony przez ucznia wysiłek w wykonanie zadania
Pomarańczowy – gdy nauczyciel chwali inteligencję i naturalne talenty

Za www.mindsetworks.com. Wyniki badania wpływu pochwał na 11-latków, przeprowadzone przez Carol Dweck and Claudię Mueller (Uniwersytet Columbia, 1988 r.)

Ćwicz mózg jak mięśnie

Specjaliści nie mają wątpliwości – idealna szkoła pomaga uczniom określić cel i uczy jak do niego dążyć. Tylko szkoła, która rozwija motywację, niezależność, krytyczne myślenie i autorefleksję, ma przyszłość w świecie, który zmienia się w niespotykanym dotąd tempie. 

Świetnie, ale jak to robić w szkole? Przeładowana podstawa programowa, duże klasy, zniechęceni nauczyciele i uczniowie – to nasze szkolne realia. Nauczyciele muszą w sobie łączyć cierpliwość urzędnika i charyzmę generała, subtelność dyplomaty i pewność siebie chirurga na sali operacyjnej, a i to nie gwarantuje sukcesu. Każdy ich błąd wypatrzą uczniowie, którzy podzielą się odkryciem z rodzicami, i to zanim  jeszcze nauczyciel zamknie elektroniczny dziennik… 

Jakie są przyczyny i skutki bezsilności w klasie?

Polska szkoła nie ma problemów z poziomem nauki – nasi uczniowie świetnie radzą sobie w testach kompetencji. Ale twardych umiejętności – czyli wiedzy, na której skupia się nasza szkoła – możemy nauczyć się  w trymiga. Warunki traktatu wersalskiego wygooglamy w kwadrans, zebranie danych o zużyciu energii jądrowej na świecie zajmie godzinę, a nauka nowego programu komputerowego – kilka dni. Zrobi to każdy trójkowy polski uczeń, wielu nawet na szóstkę.  

To jednak nie uczenie się encyklopedii na pamięć kształtuje niezależność, motywację czy krytyczne myślenie. A to te umiejętności są niezbędne w XXI wieku. Ważne są kompetencje społeczne, czyli umiejętność komunikacji i interakcji z innymi. To, jak się dogadujemy z innymi, jak potrafimy słuchać, wyciągać wnioski, asertywnie argumentować swoje racje, bez strachu wchodzić w konflikty i bez obrazy z nich wychodzić. Nawet z tych, które przegraliśmy. 

Jak radzić sobie z bezsilnością w klasie jako nauczyciel?

Nikt się nie rodzi z umiejętnościami społecznymi, wszyscy potrzebujemy treningu, a szkoła to pierwsze miejsce, gdzie spotykają się dzieci z rodzin o różnych systemach wartości. Tu ścierają się pierwsze idee. Jeżeli w szkole nie nauczymy się jak ze sobą rozmawiać z szacunkiem, to potem dorosłe życie spędzimy na barykadach. 

  • Wartości, czyli co?

Bóg, wolność i ojczyzna? Może być i tak, ale po pierwsze – i najważniejsze – wartości to sprawa indywidualna. Nikt nie może nam ich narzucać. Dla jednych najważniejsza będzie niezależność, dla innych – bezpieczeństwo. Spokój lub sukces. Harmonia lub perfekcjonizm. Sprawiedliwość lub przygoda. Ryzyko. Życzliwość. Miłość. Przyjaźń. Im szybciej młody człowiek odkryje, co jest dla niego ważne i że o rzeczy ważne należy – i warto! – walczyć, tym mniej rozczarowań go spotka w dorosłym życiu. 

Wartości są jak kompas, który zawsze pokazuje, gdzie jest północ, nawet jak ty przed samym sobą udajesz, że północy nie ma. Twój kompas odzywa się, gdy zbaczasz z drogi i robisz coś wbrew sobie. Czujesz to – to jest to ściskanie w brzuchu, nerwowy sen, irytacja, przygnębienie, które nie pozwala czasem zwlec się z łóżka. Depresja.  Próby samobójcze.

Według statystyk policji Polska w 2019 roku zajmowała drugie miejsce w Europie pod względem ilości samobójstw wśród młodzieży. Jeżeli chcemy powstrzymać tę falę nieszczęścia, to czas na refleksję. Może zamiast popychać dzieci i młodzież do wyścigu po same szóstki, zacznijmy z nimi rozmawiać o tym, czego sami chcą. Eksperci nazywają to „pracą na wartościach”, czyli po prostu dajmy im głos. Pokażmy im, że ważne jest, co myślą.

  • Cierpliwość. I jeszcze więcej cierpliwości

Traktujmy uczniów, jak sami byśmy chcieli być traktowani. Rozmawiajmy, wysłuchajmy. Chcemy ich zaangażowania, to pozwólmy im określić cel. Nie chcą się uczyć, uważają, że szkoła jest bez sensu? Porozmawiajmy o tym, zbierzmy argumenty za i przeciw. Niech sami zdecydują, co jest dla nich ważne i zobaczycie, że zaskoczą was swoją dojrzałością. 

A jak nie? To uzbroimy się w cierpliwość, dużo życzliwości.  Wiele pomysłów młodych ludzi stawia włosy na głowach nas, dorosłych, ale to normalne. To czas, kiedy dopiero poznają siebie, zwoje nerwowe palą się aktywnością, często kręcą bez sensu w kółko. Nic na tym etapie nie jest jeszcze wykute w kamieniu, to wciąż niezborne loty próbne. Dlatego zagryźmy język, ale nie wyśmiewajmy, nie kpijmy, traktujmy ich poważnie i z szacunkiem. I namawiajmy do dzielenia się swoimi przemyśleniami. Niech zdarzają swoje poglądy, bo im więcej innych spojrzeń i różnych perspektyw na świat poznają dorastając, tym łatwiej będzie im się odnaleźć w dorosłym życiu. 

A gdy już naprawdę dają nam w kość, to weźmy głęboki oddech i popatrzmy na nich i zastanówmy się. Czy będą spełnieni w życiu? Jak wielu się z nich rozwiedzie? Ilu będzie samotnymi rodzicami? Ilu padnie ofiarą przemocy domowej? Czy to nie jest ważniejsze, niż co mieli na świadectwie? Rozmawiając o wartościach w szkole przygotowujemy ich do świadomego życia. Nauczycielu, pamiętaj, że twoja praca jest bardzo ważna. Bo jak nie ty, kto może nikt inny już nie będzie miał dla nich tyle serca. 

  • Wartości na kłopoty w klasie

Jeżeli chcemy, by uczniowie byli niezależni, to niech poczują, że wiele od nich zależy. Niech sami rozwiązują swoje problemy. Konflikt w klasie, to świetna okazja do dyskusji o wartościach. Niech zwaśnione strony opowiedzą, co się stało – faktami, bez inwektyw, a cała klasa demokratycznie zastanowi się jak rozwiązać konflikt. Nauczyciel pełni rolę bezstronnego mediatora – prowadzi dyskusję, interweniuje, gdy wymyka się ona spod kontroli. Gdy zaczynasz się czuć jak obserwator wyborów na Białorusi, skończ dyskusję. Wróćcie do niej, jak się uspokoicie i wszyscy obiecają, że będą przestrzegać zasad. Do ćwiczenia polecamy scenariusz Jak dyskutować z Narzędziownika

  • A dyscyplina?

Wszystko świetnie, ale w szkole nie ma czasu na takie debatowanie! To rozpuści klasę! No więc, nie. Praca na wartościach nie oznacza braku dyscypliny. Przeciwnie, jak mamy rozmawiać, gdy w klasie panuje harmider? Jak nie słychać nauczyciela, to nie słychać też uczniów. Nikogo nie słychać. Jak chcemy, by nas szanowali, to szanujmy ich, dlatego w klasie obowiązują pewne zasady – nie krzyczymy, nie przerywamy sobie. Dzięki temu każdy ma szansę być wysłuchanym, a czy nie o to chodzi?

Jak pomóc uczniom przezwyciężyć bezsilność w klasie?

W Narzędziowniku przygotowaliśmy kilka ćwiczeń, które pomogą oswoić się z pracą na wartościach.  Wielu z was już tak pracuje, podzielcie się z nami swoimi doświadczeniami i pomysłami. Razem z wami tworzymy Bazę Pozytywnej Uwagi, gdzie znajdują się sprawdzone sposoby i  scenariusze, które będziemy udostępniać innym nauczycielom. Na autorów najlepszych narzędzi czekają nagrody (patrz KONKURS)

Jak budować pozytywne relacje i atmosferę w klasie?

Halina Pietrzak, emerytowana nauczycielka wychowania przedszkolnego w Łowiczu:

Kiedyś tak się nie pracowało. Przez całe moje studia pedagogiczne nikt nie wspomniał, że dzieci mogą nas nie słuchać i że to ja, nauczyciel, powinnam ich do tego zachęcić. Nikt nie uczył sensownego rozwiązywania konfliktów. Dzieci miały słuchać, a jak nie to „Proszę natychmiast do gabinetu dyrektora!”. Pod gabinetem stały długie kolejki. W podstawówce! 

Te kary nic nie dawały i obiecałam sobie, że nigdy nikogo nie wyślę do dyrektora. Nie miałam pojęcia jak to zrobić, więc zapytałam uczniów. To było coś niebywałego, bo wtedy nauczyciel nie mógł się zbłaźnić, miał być nieomylny. Pytanie uczniów o to, co mam zrobić, to było szaleństwo, ale czułam, że to w porządku. Zapytałam, co zrobimy – my, wspólnie – gdy ktoś sprawia problemy. Na przykład wtedy, gdy Marcin pomazał długopisem nowy piórnik Krzysia. I oni też chcieli karać! „Wysłać Marcina za drzwi lub do dyrektora”, „Zakazać mu zabaw na przewie”, „Napisać uwagę w dzienniczku”. To mnie przeraziło – dorośli ich karali, więc oni nie wiedzieli nawet, że można inaczej. Zaczęliśmy o tym rozmawiać. To nie była jedna rozmowa, ale wiele. Na początku było to dla mnie trudne, bo nie było scenariusza, nie wiedziałam jak to ma przebiegać i czym się skończyć, musiałam zaufać dzieciom i sobie. Ale rozmawialiśmy i szybko dzieci same dochodziły do wniosku, że kara ani nie poprawia humoru ofierze, ani nie pozwala winowajcy naprawić błędu, i lepiej wymyśleć coś innego. Niech Marcin przeprosi Krzysia i odda mu te fajne nalepki z samochodami, zakleją one bohomazy na piórniku. Pokłócone koleżanki, niech porozmawiają ze sobą i się pogodzą. Jak nie, to zajmiemy się tym na forum klasy, bo klasa to nie jest miejsce, gdzie jesteśmy dla siebie niemili i strzelamy fochy. Jak ktoś coś przeskrobał, to niech przeprosi i zaproponuje jak naprawi błąd. Dzieci same wymyślały zasady, dlatego łatwiej im przychodziło stosowanie się do nich.

Jak nie tupać z bezsilności w klasie, czyli porozmawiajmy o tym, co ważne

Narzędziownik

Narzędziownik – to zestaw krótszych i dłuższych ćwiczeń do pracy indywidualnej i grupowej, które można wykorzystać na każdej lekcji, także online.

Już dzisiaj załóżcie Dziennik Pozytywnej Uwagi. Będzie towarzyszył uczniom przez cały rok w odkrywaniu talentów i mocnych stron.

Dziennik pozytywnej uwagi
Certyfikaty dla nauczycieli

Certyfikaty dla nauczycieli

Świadectwo Pozytywnej Uwagi

Kreator Świadectw Pozytywnej Uwagi

Gra Pozytywne Uwagi

Gra Pozytywne Uwagi – zagraj online.

Wysłaliście uwagę, którą chcecie zainspirować innych?
A może Wasze dziecko dostało uwagę wartą pochwalenia się? 
Prześlijcie ją do nas za pomocą poniższego formularza. 
Pozytywna Uwaga

Dlaczego chcemy, by każda szkoła była Szkołą z Pozytywną Uwagą?

To rodzicie wychowują, dzieci uczą się umiejętności społecznych w domu. My, nauczyciele, mamy ograniczone możliwości” – wielokrotnie słyszeliśmy ten argument. Tak, to z domu wynosimy najwięcej, tam uczmy się jak kochać i walczyć o szacunek dla siebie. A co, gdy dom tego nie nauczy?

Dla wielu dzieci szkoła to pierwsze miejsce, gdzie trafia na dorosłych, którzy ich słuchają. To w szkole, po raz pierwszy usłyszą, że to ważne, co myślą. Ważne, czego chcą. 

Zapytajcie znajomych, kto w ich życiu zostawił ślad, zainspirował, zachęcił do walki o siebie. Zobaczcie ilu wymieni nauczyciela. Gdy znane osoby wspominają, co pozwoliło im uwierzyć w siebie, wielokrotnie mówią o nauczycielu, który pierwszy odkrył w nich jakiś talent. Tak, bo inspirujący nauczyciel to ktoś, kto zostaje w naszym sercu na całe życie. Dlatego marzymy, bo każda szkoła była Szkołą z Pozytywną Uwagą.

WASZE UWAGI

Raper Pablo

„Ktoś w kącie siedzi smutny.
On czuje się taki nieistotny.
Zmieszaliście go z błotem.
Nazwaliście kujonem, bo nie szastał banknotem”

Raper Pablo, uczeń SP 52 w Warszawie, rapuje o tym dlaczego warto być dla siebie dobrym

Iwona Grochowska

Iwona Grochowskapsycholog, trener biznesu, autorka programu dla liderów „Akademia Doceniania”, CEO i współzałożycielka Nais, aplikacji do doceniania i nagradzania pracowników. 

Kinga Smaga

Studentka piątego roku psychologii i pierwszego roku Przygotowania Pedagogicznego. Pracuje w Przedszkoku Karuzela w Radomiu jako terapeuta. Szczęśliwa żona, mama cudownej nastolatki w spektrum autyzmu.

ROZMAWIAMY O AKCJI