Anna Bartoszewska

Jak chwalić? – o swoich doświadczeniach opowiadają nauczyciele i eksperci

Nie ma złych dzieci, są tylko takie, które w siebie nie wierzą

Anna Bartoszewska
Nauczycielka wychowania fizycznego, prowadzi zajęcia rewalidacyjne, wychowawczyni klasy 6a w SP52 w Warszawie, w której narodziła się idea akcji Pozytywna Uwaga. Jest nauczycielką od 18 lat.

Poprosiła pani uczniów o wypisanie mocnych stron i dostała puste kartki. Tak narodziła się nasza akcja Pozytywna Uwaga.

Anna Bartoszewska: – Nie ma złych dzieci, są tylko takie, które w siebie nie wierzą. Z moich obserwacji wynika, że im gorzej się uczniowie zachowują, tym większy problem mają z samooceną.

Jestem nauczycielką WF-u, ale także i wychowawcą klasy, więc ważne dla mnie jest nie tylko, jak uczniowie zachowują się na lekcji, ale także jak traktują siebie nawzajem. Dzieci mające niską samoocenę szukają potwierdzania swojej wartości w umniejszaniu rówieśników. Kiedy coś się komuś uda, to takie dziecko pokazuje zaraz, że osiągnięcie kolegi czy koleżanki jest nic niewarte. Dlatego ważne jest, by dzieci znały swoją wartość i dzięki temu umiały docenić wartość drugiego człowieka.

Jak pani to robi?

Dużo chwalę. Na przykład za pomoc w wyciszaniu klasy, co jest ważne na moich lekcjach, bo jest na nich sporo emocji. Wpisuję także pozytywne uwagi do dzienniczka, piszę np. że „bardzo się cieszę, że pomogłaś mi w prowadzeniu rozgrzewki”. Ostatnio chwaliłam, za to, że na wycieczce pomogli mi w przygotowaniu  i w wydawaniu posiłków. Nie musiałam ich o to prosić, sami z siebie wyszli z inicjatywą. Bardzo lubię chwalić za odruchy serca.

Doceniam też wysiłek, jaki wkładają w zadane prace. Nie każdy ma zdolności w danej dziedzinie, nie każdy umie się od razu otworzyć i widzę jak pochwała ich motywuje do kolejnych wyzwań. Mówię: „jeśli sobie z tym poradziłeś, to poradzisz sobie z następnym etapem”.

Jak zachować równowagę pomiędzy chwaleniem tych najlepszych i tych mniej zdolnych, których chwali pani za wysiłek włożony w osiągniecie czegoś?

– W dużej grupie jest to trudne. Musimy realizować program i pracować z uczniami, którzy są różni. Ci zdolni wymagają wsparcia i wyzwań. Ci, którzy wyróżniają się w danym momencie – pochwały. A są jeszcze uczniowie, którzy się nie wybijają się i to oni szczególnie wymagają naszej uwagi.

W szkole, jak wszędzie, są ekstrawertycy i introwertycy. Osoby bardziej i mniej lubiane. Bardziej komunikatywne i mniej komunikatywne. Osoby ciche same na afisz się nie pchają. Często nie dają się wyciągnąć z tłumu. Nie rzucają się w oczy i zazwyczaj nie dostają ani pozytywnych, ani negatywnych uwag. Nie wyróżniają się, są tłem dla innych.

Nie ma złych dzieci, są tylko takie, które w siebie nie wierzą.

Za co je pani chwali?

Staram się zauważyć je i znaleźć dla nich czas. Takie osoby są dobrymi obserwatorami i widzą, co się dzieje w klasie, kto jest w czym dobry. Wiedzą kto się nadaje do tej czy innej roli. Ale żeby się otworzyły trzeba z nimi porozmawiać. Twarzą w twarz, bo w klasie będą siedzieć cicho.

Radzą sobie w pracy w grupie, ale wtedy, gdy nie muszą wychodzić przed szereg. Mają świetne pomysły i z czasem nabywają odwagi i kompetencji społecznych, ale trzeba to z nich wydobyć, zachęcić ich.

Jak pani zachęca do przełamywania siebie?

– Na lekcjach WF-u każda z osób ma przygotować rozgrzewkę, każdywie, że przyjdzie jego kolej. Obserwują jak inne osoby radzą sobie z tym zadaniem, jak dobierają muzykę, i potem sami to robią. Jedni pewniej, inni mniej, ale robią i radzą sobie.

Przychodzą do pani dzieci z problemami?

– Tak, może jeszcze nie wszyscy, ale sporo dzieci ma do mnie zaufanie.

Z czym przychodzą?

– Najczęściej mówią o problemach z rówieśnikami. Że nie mogą się z kimś dogadać.Dlatego bardzo mi zależy, żeby pomimo różnic pomiędzy uczniami, tworzyli oni grupę i czuły się w niej dobrze. By wiedziały, że choć są wyróżniające się osoby z matematyki czy z języka polskiego, to wszyscy są ważni. Każdy ma jakieś talenty, jest w czymś dobry i jest potrzebny grupie.

W-F uczy konkurowania ze sobą.Dużo jest zawodów, zaliczeń, w których uczniowie się ścigają o pierwsze miejsce.

– Więcej jest gier zespołowych, gdzie nie tylko liczy się wynik. Ważne jest opracowywanie strategii, które wymagają wspólnych narad. Gry zespołowe uczą też współdziałania w celu osiągnięcia wyniku, dzielenia się sukcesem.Przykład: Ktoś biegnie z piłką do kosza. Może sam kozłować przez całe boisko, albo podać koledze, który stoi na dobrej pozycji do rzutu.

Uczą też przegrywania. Przegraliśmy mecz i zamiast złych emocji, które zawsze staram się wyciszyć, podchodzimy do drużyny przeciwnej i przybijamy z nimi „piątki”. Bez komentowania, że przegraliśmy przez kolegę, bo wypadła mu piłka z ręki, bo każdy może znaleźć się w takiej sytuacji.

Staram się żeby dzieciaki zauważyły, że jeśli nam coś nie wyszło i przegraliśmy, to stało się to teraz. Następnym razem karta może się odwrócić, i wygramy. Zależy mi, by dzieciaki nauczyły się współpracy i żeby czerpały z tego radość.

Co warto zmienić w edukacji dzieci?

– Mi brakuje większego zaangażowania rodziców w szkole. Jestem mamą czwórki dzieci na różnych poziomach szkolnych i widzę jak ważne są bliższe relacje z rodzicami. Chciałabym, żeby rodzice nie przychodzili tylko na wywiadówki, ale czuli się odpowiedzialni za to, co się dzieje w szkole. Chcę dobrze poznać swoich uczniów i chcę się moimi spostrzeżeniami dzielić z rodzicami, włączać ich w proces edukacji ich dzieci. Często rozmawiam z rodzicami o tym jak najlepiej pomóc ich dzieciom, wcześniej konsultując to z psychologiem czy pedagogiem szkolnym.

Wiele problemów dzieci wynika z braku rozmów z rodzicami. To się później przekłada na ich zachowania w szkole. A przecież to dom rodzinny jest dla dzieci pierwowzorem wszystkich zachowań. Szkoła jest miejscem, gdzie spotykają się te różne modele zachowań, z różnych domów. My nauczyciele musimy pogodzić te różne wychowania dzieci i pokazaćjeden, wspólny kierunek.

Powiedziała pani rodzicom o tym, że dzieci oddały puste kartki, gdy miały  wypisać swoje mocne strony i urodziła się Pozytywna Uwaga.

– Bo razem możemy więcej. Jestem pracującą matką i wiem ile wysiłku kosztuje  zaangażowanie w życie szkolne dzieci, ale właśnie dlatego warto wspólnie szukać rozwiązań, bo choć „zabierają czas” to w przyszłości procentuje to lepszym kontaktem z dzieckiem, zrozumieniem jego potrzeb i ułatwieniem mu drogi edukacyjnej.

Anna Bartoszewska

Udostępnij na:

Podzielcie się opinią o tym, co Wasza szkoła robi świetnie i co można poprawić. Wspólnie tworzymy listę dobrych praktyk.

Bo szkoła to my!