Iwona Grochowska

Jak chwalić? – o swoich doświadczeniach opowiadają nauczyciele i eksperci

„Jurek dobrze przygotował się do lekcji”, czyli jak nie chwalić

Iwona Grochowska
Psycholog, trener biznesu, autorka programu dla liderów „Akademia Doceniania”, CEO i współzałożycielka Nais, aplikacji do doceniania i nagradzania pracowników.

Nie dziwi mnie, że nauczyciele nie potrafią chwalić, menadżerowie też nie potrafią,  My dorośli mamy wielki problem z docenianiem. Chwalenie innych to dla nas obciach. Ale lubimy być chwaleni. Zabawne, nie? – rozmawiamy z Iwoną Grochowską, psychologiem, trenerem biznesu, autorką programu dla liderów „Akademia Doceniania”, CEO i współzałożycielką Nais, aplikacji do doceniania i nagradzania pracowników. 

Zacznę od początku, czyli od tego, że Pozytywna Uwaga urodziła się w 2020 roku, gdy Anna usłyszała w szkole, że jej – 12-letni wtedy – Nikodem miał wypisać na kartce swoje mocne cechy i oddał pustą kartkę. Nikodem to bystrzacha – już wtedy był finalistą kilku olimpiad, w tym roku świetnie zdał egzaminy kończące podstawówkę i jest już uczniem wymarzonego liceum. Cel pierwszej edycji Pozytywnej Uwagi był zatem prosty: Nauczycielu zamiast wpisywać same negatywne uwagi do e-dzienniczka, wpisz czasem i te pozytywne. Dziecko wierzy w to, co o nim mówimy, a my rodzice załamujemy ręce, no bo ile można czytać, że twój syn czy córka źle się zachowuje, gada czy nie słucha? 

Iwona Grochowska: Mam licealistę w domu i wciąż o tym słucham. W domu zachęcamy dzieci do dyskusji, wyrażania własnego zdania, a w szkole ich się za to krytykuje. Dla mojego syna to wielki szok, bo był w społecznej szkole podstawowej, gdzie doceniano jego ciekawość i zaangażowanie. Teraz, w państwowym, dobrym liceum, ma siedzieć cicho i odpowiadać tylko, gdy pytają.  Wciąż lądujemy z nim na dywaniku. 

Z jakim skutkiem?

To już trzecia klasa i wciąż dyskutujemy z nauczycielami, że warto chwalić uczniów za posiadanie własnego zdania. 

My byliśmy pełni entuzjazmu – po pierwszej edycji do Pozytywnej Uwagi dołączyło ponad 800 szkół, wielu nauczycieli pisało, że im też przeszkadza ta kultura negatywnych uwag. Mieliśmy fajną akcję, tłum fajnych nauczycieli i myśleliśmy, że teraz to już będzie z górki. Zachęcaliśmy nauczycieli i rodziców, by dzielili się z nami tymi nowymi pozytywnymi uwagami z e-dzienniczków  i dostaliśmy: „Kasia posprzątała klasę”, „Kamil dobrze się zachowywał”, „Jurek dobrze przygotował się do lekcji”.

No tak, nie umiemy chwalić.

Nie dziwi cię to.

Jak ma mnie dziwić, jak zajmuję się kulturą doceniania w pracy? Dorośli nie potrafią doceniać. I to nawet tacy, którym się za to płaci, bo ja pracuję dużo z menadżerami. Pochwały od menadżerów są takie same jak od nauczycieli: „Dobra robota”. A co to znaczy „dobra robota”? Dobra, bo szybka? Dobra, bo dokładna? 

W nauczycieli nikt nie inwestuje tak, jak korporacje w swoich menadżerów. Dyrektorzy szkół nie przychodzą do ciebie i nie mówią: „Potrzebujemy świetnego programu motywacyjnego i szkoleń dla naszych nauczycieli. Chcemy by wiedzieli, że ich doceniamy”. 

Prawda, i to wielka szkoda, bo jednak nauczyciele mają arcyważną pracę do wykonania  i są totalnie systemowo zdemotywowani, ale powiem ci to, co mówię na większości biznesowych spotkań – to wcale nie chodzi o pieniądze. Myślisz, że od menadżerów z pięciocyfrowymi pensjami nie słyszę, że nie czują się doceniani? Że nie mieli podwyżki od dwóch lat i podcięto im skrzydła? Wtedy pytam: podcięto skrzydła, bo nie masz podwyżki czy bo nie czujesz się doceniany? 

A najlepsza motywacja to ta wewnętrzna. Robię coś, bo chcę, bo w to wierzę, bo pozwala mi to rozwinąć skrzydła. Bo rozumiem jak wielki wpływ mam na innych i decyduję się ten wpływ dobrze wykorzystać. Bo robiąc coś staję się lepszym człowiekiem.

Frustracja to częsta emocja w pracy – sfrustrowani urzędnicy, burczące ekspedientki, zdemotywowani menadżerowie i nauczyciele.

Bardzo mi szkoda nauczycieli, bo to trudny zawód, a system ich nie wspiera i mają rację, że chcą zarabiać więcej, ale z drugiej strony są młodzi ludzie, także ofiary tego systemu. Nie da się być dobrym nauczycielem bez powołania, wiary w to, co się robi, a zły nauczyciel nie zostanie nagle świetnym, bo dostanie dwa razy wyższą pensję. Zresztą  prawda jest taka sama w przypadku nas wszystkich – nikt nie każe nam robić tego, co robimy. Możemy zmienić pracę, zawód. Miliony ludzi zmienia swoje życie i pracę, bo nie są szczęśliwi, bo praca nie spełnia ich oczekiwań. Skoro jednak nie zmieniasz i robisz to, co robisz, to  zastanów się, co możesz z tym zrobić. Dla tych młodych ludzi. Ty sam. 

U nas przyjęło się, że motywacja to sprawa zewnętrzna. Że ktoś lub coś może wpłynąć na twoją motywację – podwyżka, szkolenie czy dywanik w szefa.  A najlepsza motywacja to ta wewnętrzna. Robię coś, bo chcę, bo w to wierzę, bo pozwala mi to rozwinąć skrzydła. Bo rozumiem jak wielki wpływ mam na innych i decyduję się ten wpływ dobrze wykorzystać. Bo robiąc coś staję się lepszym człowiekiem. 

Iwona Grochowska

Wewnętrznej motywacji pomaga uznanie innych. Pochwała. Znak, że inni widzą, że się starasz. 

 Pewnie, a my nie doceniamy. Szefowie nie doceniają pracowników, nauczyciele – uczniów, my rodzice nie doceniamy nauczycieli. Czy jak urzędniczka pomoże ci w urzędzie skarbowym, to powiesz jej, że bardzo ci pomogła, bo wyjaśniła dokładnie i cierpliwie i tego potrzebowałaś? Nie, co najwyżej mówisz „dziękuję”. Bo to przecież jej praca, nie? 

Na warsztatach dla menadżerów zaczynam od pytania czy doceniają swoich pracowników i 95 proc. mówi, że w sumie to rzadko. Co znaczy że wcale, albo tą nieszczęsną „dobrą robotą”. 

Dlaczego nie doceniają? 

Mówią, że to obciach, że pracownicy oczekuję czegoś innego, najczęściej pieniędzy.

Czy obciachem też jest, gdy ich ktoś pochwali?

No właśnie nie. Menadżerowi narzekają, że ich szefowie ich nie doceniają, ale sami też tego nie robią.

Nie ma u nas kultury doceniania. Nikt nas nie docenia – w domu, w szkole - i jako dorośli nie wiemy jak to robić bez poczucia obciachu.

Dlaczego tak boimy się powiedzieć coś pozytywnego, pochwalić? 

Nie ma u nas kultury doceniania. Nikt nas nie docenia – w domu, w szkole – i jako dorośli nie wiemy jak to robić bez poczucia obciachu. Tak stanąć oko w oko z drugim człowiekiem i powiedzieć mu  – bez okraszania tego żartem typu „ale z ciebie miszcz” – przemyślane zdanie, na temat jego osobistych wartości, które dostrzegamy i chcemy za nie podziękować, jest trudne. 

Iwona Grochowska

Jak chwalić bez obciachu?

Konkretnie, czyli na początku trzeba rozpoznać, co jest ważne dla drugiej osoby. W społecznej podstawówce mojego syna wychowawca zawierał z uczniem kontrakt. Mój syn poszedł do szkoły o rok wcześniej i nie był wystarczająco dojrzały, co szczególnie widać było w starszych klasach. Oj, dał nam do wiwatu.  Adam ma mocny charakter, dużo energii i cechy przywódcze, co skutkowało najdziwniejszymi występami w szkole – potłuczone okna w toalecie, palenie szlugów,  awantury z nauczycielami, bo mój syn ma swoje zdanie i nie boi się go oznajmiać wszem i wobec – wciąż w sposób bezkompromisowy i niedojrzały. 

Miał jednak genialnego nauczyciela, który szybko zauważył co Adama motywuje i usiadł z nim na poważną rozmowę. Powiedział, że widzi, że jest życzliwy, społeczny i bardzo skuteczny, ma charyzmę oraz talent do organizowania. Zachęcił go, by skupił się na tym, co jest jego mocnymi stronami. Wychowawca powiedział, że mu odpuści piątki i szóstki, bo te nie są najważniejsze, ważniejsze jest by Adam wykorzystywał swoje talenty w pozytywny sposób. Podpisali kontrakt.

Jedna rozmowa wystarczyła?

Oczywiście, że nie. Syn wrócił po niej i marudził, że to jakiś bullshit, ale dało mu to myślenia. Potem było jeszcze kilka rozmów, już tylko lekko korygujących. Zawsze spokojnie, bez ciosania kołków. Jak coś się działo w szkole, to nauczyciel wysyłał do mnie SMSa czy wszystko w porządku, bo Adam dziwnie się zachowuje. I zwykle coś się działo, bo po drodze przeszliśmy przez wiele, np. rozwiodłam się z mężem. Zawsze jednak czuliśmy, że szkoła czuwa nad Adamem, że wspólnie pracujemy dla jego dobra. 

Te rozmowy zrobiły na moim synu ogromne wrażenie, bo te mocne strony ma teraz wkodowane. Zresztą szybko przyszły efekty – Adam razem z drugim takim ancymonem, zorganizowali potem wiele świetnych akcji w szkole: zrobili zbiórkę dla PAHu, zbierali klocki Lego dla domu dziecka czy sportowe ubrania, które potem wysłali dla dzieci w Zanzibarze. Ktoś ze szkoły był na wakacjach na Zanzibarze i opowiedział o biedzie, i zaraz była ta zbiórka. Adam dostał niesamowitego poweru, jego energia została skanalizowana i to jest świetny przykład na skuteczność pozytywnej psychologii.

Oceny mu się poprawiły?

Nie, ale tu nigdy nie chodziło o oceny. Mój syn uczy się tylko tego, co go naprawdę interesuje, ale ma ważne w życiu talenty i uwierzył w siebie. Ok. 2 proc. ludzi jest świetnych we wszystkim, takich, co mają piątki i szóstki ze wszystkiego i czego się nie dotkną, to im się udaje, ale czy to znaczy, że 98 proc. z nas nie należy się pochwała i uznanie, które buduje poczucie własnej wartości? 

To, że coś ci łatwo przychodzi nie znaczy także, że sprawia ci to przyjemność i daje frajdę. 

No właśnie. Nie znajdujesz swojej ścieżki w życiu, bo masz ze wszystkiego piątki i szóstki.

Chodzi o to, by wzmacniać mocne strony i pracować nad społecznymi kompetencjami uczniów – pracą w grupie, klarowną komunikacją, wyrażaniem swojego zdania i słuchania zdania innych.

Znajoma zadzwoniła przerażona, bo jej syn w nowym, świetnym liceum usłyszał, że z chemii to będą tylko projekty i oceny grupowe, nawet klasówki będą pisać w grupach, bo to nie jest klasa biologiczno-chemiczna i pewnie nikt z nich nie będzie w życiu potrzebował chemii, ale wszystkim przyda się praca w grupie.

Świetnie, że są takie szkoły. Ja widzę duży wpływ rodziców na zmianę w podejściu nauczycieli, bo wbrew temu, co zewsząd słyszmy o roszczeniowych rodzicach, to dużo jest mądrych, wspierających rodziców, którzy chcą pomóc, bo przecież nauczyciele i my, rodzice, mamy wspólny cel – dobro naszych dzieci. I to przynosi świetne efekty w wielu szkołach.

Ale tak, o to chodzi, by wzmacniać mocne strony i pracować nad społecznymi kompetencjami uczniów – pracą w grupie, klarowną komunikacją, wyrażaniem swojego zdania i słuchania zdania innych. Znajomość pocztu królów polskich nie zrobi wrażenia ani na twoim przyszłym pracodawcy, ani na przyszłym żonie czy mężu.   

Dorośli mają kłopot ze swoimi mocnymi stronami. 

Na szkoleniach proszę uczestników o wypisanie swoich pięciu mocnych cech i dębieją. 

Nie znają ich czy nie lubią się chwalić?

Nigdy o tym nie myśleli, nikt nigdy nie odbył z nimi takiej rozmowy jak odbywaliśmy z Adamem. Jak masz widzieć drugiego człowieka skoro nie widzisz siebie? Pracownik dla wielu szefów jest tylko od wykonania zadania, bo sami też tak widzą swoją rolę. Na szkoleniach zaczynamy więc od stworzenia mapy konkretów, czyli od tego, co dla ciebie jest ważne – jakim jesteś człowiekiem i co ma dla ciebie wartość. I wtedy właśnie wychodzi, że te pieniądze i podwyżki wcale nie są takie ważne. Ważniejsza jest dobra atmosfera w pracy, możliwość realizowania ambitnych projektów, zaufanie, uznanie i docenienie. 

Czy takie chwalenie i zauważanie rzeczy ważnych dla innych to ciężka praca? 

Na początku tak, bo nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ale jak już pokonamy zawstydzenie i to nieszczęsne poczucie obciachu, to okazuje się, że to dużo prostsze niż ciągłe narzekanie i krytykowanie, które zabijają dobrą energię. Tu naprawdę wystarczy decyzja, by zmienić świat dookoła. To nie jest tak, że jak w pracy jest zła atmosfera, to szef tego nie czuje i biegnie do roboty z przyjemnością. Cierpią wszyscy. 

Menadżerowi po szkoleniach mówią mi jak zmieniła się atmosfera w pracy, jak im pracuje się lepiej, także dlatego, że i oni zmienili swój sposób patrzenia na pracowników, włączyli empatię. Zawsze warto coś robić w strefie własnego wpływu, czyli z tym jak myślimy, jak działamy, jak interpretujemy świat. 

Czy „zbawimy” wszystkich? Oczywiście, że nie. Ale wystarczy, że to pozytywnie wpłyniemy na 2-3 osoby, żeby odczuć zmianę. Oczywiście pod warunkiem, że wiemy i nazwiemy to, co dla nas jest ważne, na co czekamy.  

W każdym możesz znaleźć jakąś iskierkę. Ktoś jest empatyczny, ktoś pomocny, inny jest mistrzem drugiego planu. Szkoła jest od tego, by skupić się na młodym człowieku i pomóc mu odkryć kim jest.

W szkole to też może mieć takie skutki?

Nawet lepsze, bo w pracy to jednak są jakieś oczekiwania, musisz zrobić coś konkretnego i nie wszyscy nadają się na każde stanowisko. Głównym celem pracodawcy jest dobro firmy, a nie twój rozwój, a w szkole celem właśnie jest dobro ucznia, jego rozwój. 

W każdym możesz znaleźć jakąś iskierkę. Ktoś jest empatyczny, ktoś pomocny, inny jest mistrzem drugiego planu. Szkoła jest od tego, by skupić się na młodym człowieku i pomóc mu odkryć kim jest. I tu nie chodzi tylko o wielkie talenty i zdolności, chodzi o to jakim jest człowiekiem. Towarzyszyć w odkrywaniu siebie i świata w bezpieczny sposób. Fajnie, gdy szkoła wpuszcza do siebie więcej psychologii pozytywnej. 

Wchodzimy w role – bo szef powinien być wyniosły, nauczyciel surowy i wymagający, a urzędnik nie może się w ogóle uśmiechać. 

I te role, a nie to jakim jesteśmy ludźmi, zaczynają nas określać. Mamy jakieś wyobrażenia jak się zachowujemy w danym miejscu i wyłączamy rzeczy najważniejsze, czyli empatię i emocje. Uważamy, że emocje to sprawa prywatna i nie ma na nie miejsca w pracy – czy to biuro, urząd czy szkoła. A czemu nie? Przecież praca dla życzliwego szefa czy lekcja z sympatycznym nauczycielem jest dużo przyjemniejsza. I to właśnie dzięki relacjom i emocjom. 

I jeszcze pracownik czy uczeń sobie pomyślą, że można się obijać!

Są tacy, którzy się zawsze prześlizgną, ale to znakomita mniejszość. Większość z nas chce się zaangażować. Człowiek zaangażowany to taki, który czuje, że się rozwija, że jest doceniony, że posiada talenty i one są zauważane i wykorzystywane przez grupę. Wreszcie to ktoś, kto idzie do pracy z energią, wigorem i dobrym nastawieniem. Każdy tak chce –  tak samo dorośli, jak i dzieci. Uczniowie i nauczyciele. Ustalmy uczniom cele i odpuśćmy, choć trochę, kontrolę na każdej bramce, a zaskoczą nas pozytywnie.  

Jak to się stało, że zajęłaś się zawodowo docenianiem? 

Zarządzałam działami sprzedaży w korporacjach, ale zawsze mnie nosiło i robiłam wiele rzeczy. Siedem lat temu skończyłam Szkołę Trenerów Biznesu i chciałam robić coś dobrego i pożytecznego dla kobiet. Lata w biznesie pokazały mi jak bardzo nie wierzymy w siebie. – Nie nadaję się do zarzadzania – słyszałam wciąż od zdolnych i mądrych kobiet. A kto ogarnia dom, dzieci, pracę? Mąż? No nie, on dwóch takich samych skarpetek nie potrafi znaleźć na suszarce. Tapetujemy mieszkania Post it-ami z zadaniami dla wszystkich, ale nie widzimy, że to zarzadzanie. 

Rynek mnie jednak zweryfikował. Robiłam projekty badawcze z SWPSem o zaletach benefitów w firmach, ale wciąż wychodziło, że problem jest gdzie indziej. I mamy go nie tylko my kobiety, ale wszyscy.

Problem z chwaleniem?

Firmy z najlepiej zaprojektowanymi systemami wynagrodzenia i benefitów oblewały badania satysfakcji. I to był szok, bo przecież tyle kasy szło na samochody służbowe, baseny, malowanie ścian w kolorach tęczy i lodówki pełne jogurtów z chia i siemieniem lnianym, a ludzie wciąż narzekali na to, że się nie docenia. 

Czego zabrakło?

Podstaw. Pracownicy skarżyli się, że szef nie pamięta ich imienia, że wchodzi do kuchni czy windy i nie mówi “Dzień dobry”. 

Ale to maniery, do pochwały tu jeszcze daleko.

No właśnie. Już wtedy miałam własna firmę zajmująca się projektowaniem systemów benefitów, mieliśmy aplikację i świetne narzędzia, ale okazało się, że trzeba wrócić do podstaw, czyli dlaczego warto doceniać i jak wiele zależy od nas samych. 

Błyskiem dla mnie, prawdziwym olśnieniem, była książka Susan Folwer “Dlaczego motywowanie ludzi nie działa… i co działa”. Folwer wyraźnie mówi, żeby przestać motywować ludzi, bo to nie tylko nie działa, ale frustruje obie strony. Najlepszą motywacją jest ta, którą sam/sama sobie znajdziesz, sens który odkryjesz dla siebie. I tak powstała Akademia Doceniania.

Iwona GrochowskaCiebie chwalono?

Nie. Jestem tu na dużym deficycie, nie tylko ze szkoły, ale i z domu. To skutkuje syndromem oszusta – bez względu na to ile osiągnę, ile rzeczy mi się uda, wciąż słyszę w głowie to koszmarne “Udało mi się”. A przecież powinnam już wiedzieć, że potrafię, wiem, znam się i do tego jeszcze pracuję ciężko.

„Nie potrafię zarządzać”?

To akurat już wiem, że potrafię. Wiem, bo widzę. Zbudowałam wiele zespołów i były zgrane i skuteczne, a wiele z tych osób zostaje ze mną na lata i przechodzi ze mną do kolejnych wyzwań. Nie dla kasy czy interesującej pracy, ale dla mnie, bo czują, że są dla mnie ważni. 

Jesteś dla mnie ważny – czy to nie idealny przepis na docenianie?

I to bezkosztowy, prawda? 

Pamiętasz jakąś ważną w twoim życiu pochwałę?  

Pamiętam jak po jakimś wyjątkowo trudnym spotkaniu biznesowym moja pracownica wysłała mi SMSa, że praca ze mną to czysta przyjemność i że jestem dla niej taką liderką, o jakiej zawsze marzyła. Popłakałam się ze wzruszenia. 

Mocna reakcja.  

Mówiłam ci, że mnie nie chwalono ani w domu, ani w szkole. Nigdy też nie usłyszałam pochwały od żadnego z moich szefów. I gwarantuję ci, że wielu szefów też nigdy pochwał nie słyszy. 

Mamy zacząć chwalić szefów?

Szefów, nauczycieli – a dlaczego nie? Powiedz coś dobrego, pozytywnego każdemu, kto na to zasługuje. 

Jak chwalisz swoje dzieci?

A to też było dla mnie duże odkrycie, bo nie doceniałam. Przez długi czas byłam bardzo wymagająca i moją starszą córkę teraz bardzo często przepraszam, że była moim nieudanym eksperymentem rodzicielskim. Teraz nadrabiam, ale też wychodzi mi różnie. Opowiadałam o zmywarce? 

Nie.

No więc, był lockdown i pracowałam z domu. Obok mnie siedziała moja córka, Marysia, studentka psychologii na SWPSie. Ona coś pisała, a ja prowadziłam webinar z doceniania. No i ja mówię o tym, o czym mówię tobie – że trzeba doceniać, że trzeba rozpoznać ważne dla drugiego człowieka rzeczy, że pochwały mają być konkretne, żadna tam „Dobra robota” etc. Skończyłam, patrzę na Marysię i mówię: „Maryśka, ja cię bardzo kocham. Jesteś wspaniała”. A ona: „A co z konkretną pochwałą? Czemu nie powiesz mi, że bardzo doceniasz, że ja zawsze rozładuję zmywarkę zanim nawet o tym pomyślisz?”  

Po prostu. 

No właśnie. Posłuchaj drugiego człowieka, on sam ci powie co jest dla niego ważne, za co chce być doceniony. Moja rada do wymagających rodziców jest jedna – wyluzujcie! Ile można frustrować się, że inni nie doskakują? To bardzo męczące dla ciebie, i dla innych. Jak sobie uświadomiłam co ja funduję moim dzieciom przez to czepianie się, śrubowanie i nieustanne podnoszenie poprzeczki, to się zawstydziłam i wyluzowałam. Przecież chcę by moje dzieci były przede wszystkim szczęśliwe. 

I nie miały syndromu oszusta w życiu. Z badań wynika, że dotyczy on tak samo kobiet na wysokich stanowiskach, jak i mężczyzn. 

Syndrom oszusta to będą mieć w przyszłości. Tu i teraz to dzieciaki i tak mają ciężkie życie. Sytuacja polityczna, gospodarcza, dwa lata Covidu i ogólna beznadzieja przynosi koszmarne skutki – młodzi mają depresje, nerwice, na łeb i szyję wzrosła liczba prób samobójczych i samobójstw. 

Przez rok nie widziałam dzieci przyjaciółki. Obserwowałam jak dorastali i nierzadko z irytacją obserwowałam parę przemądrzałych, pewnych siebie do przesady i wygadanych małolatów. Po ostatnim spotkaniu przeraziłam się – ucichli, nie wymądrzają się, nie wiedzą co chcą studiować, nie wiedzą nawet czy warto. Te dzieci rok temu rozwiązywały problemy trzeciego świata, a teraz mówiły, że może nie znajdą pracy w przyszłości. 

Dlatego odczepmy się od dzieciaków. Wzmacniajmy ich. Doceniajmy, 

Popatrz uważnie na drugiego człowieka. Tak po ludzku. Popatrz na swojego ucznia, pracownika, swoje dziecko i zastanów się co możesz zrobić, by dodać mu skrzydeł. Nie na siłę, nie chwal za bohomazy czy ciszę w klasie. Nie rób nic wbrew sobie, bo to nie zadziała. Przyjrzyj się i zobacz to, co jest ważne.

Od czego zacząć? Proszę o pierwszy, mały krok dla tych, którzy uważają, że docenianie to obciach.

Popatrz uważnie na drugiego człowieka. Tak po ludzku. Popatrz na swojego ucznia, pracownika, swoje dziecko i zastanów się co możesz zrobić, by dodać mu skrzydeł. Nie na siłę, nie chwal za bohomazy czy ciszę w klasie. Nie rób nic wbrew sobie, bo to nie zadziała. Przyjrzyj się i zobacz to, co jest ważne. 

Doceniajmy, bo to pomaga naszym dzieciom, ale także pomaga nam.

Tak, a bycie dobrym dla innych pomaga ci być lepszym człowiekiem. A wszyscy lubimy być dobrymi ludźmi. 

Udostępnij na:

Podzielcie się opinią o tym, co Wasza szkoła robi świetnie i co można poprawić. Wspólnie tworzymy listę dobrych praktyk.

Bo szkoła to my!